Wolność słowa w Wielkiej Brytanii pod presją
Wielka Brytania zmaga się z rosnącym ograniczeniem wolności słowa, co budzi niepokój obywateli i polityków. Aresztowania za kontrowersyjne wypowiedzi stają się codziennością.

Jak wolna jest wolność słowa w Wielkiej Brytanii? To pytanie staje się coraz bardziej aktualne. Prawo do protestu, prawo do krytyki i posiadania odmiennej opinii są pod rosnącą presją. Brytyjska policja coraz częściej przeprowadza naloty na podstawie informacji z mediów społecznościowych, a demonstranci są traktowani jak domniemani terroryści.
O swoich doświadczeniach mogą opowiedzieć Rosalind Levine i Maxie Allen, którzy mieszkają w spokojnej dzielnicy Londynu. Pewnego dnia przed ich domem pojawiły się trzy radiowozy i sześciu policjantów. Kiedy Rosalind otworzyła drzwi, poczuła przerażenie, myśląc, że coś złego stało się z ich najstarszą córką, która cierpi na epilepsję.
Krytyczne pytania
Dopiero po wejściu policjantów do środka ujawniono prawdziwy powód wizyty. Policja oskarżyła ich o zastraszanie oraz 'złośliwe komunikowanie'. Para krytycznie pytała dyrekcję szkoły ich córki o nowego dyrektora.
W obliczu ich najmłodszej córki, para została aresztowana i zabrana przez policję. Pięć tygodni po ich aresztowaniu sprawa została umorzona. Mimo to Allen i Levine wciąż czują oburzenie:
Nie są oni odosobnieni. Policja coraz częściej aresztuje obywateli za wypowiedzi, które nie są przestępstwem, ale są postrzegane jako obraźliwe. W ciągu zaledwie kilku lat liczba aresztowań w tej kategorii wzrosła ponad dwukrotnie. Średnio każdego dnia dochodzi do trzydziestu aresztowań za obraźliwe wypowiedzi w mediach społecznościowych.
"To przerażające" - mówi Stephen O'Grady z Free Speech Union (FSU), organizacji założonej kilka lat temu w celu wsparcia wolności słowa i prawnej ochrony obywateli takich jak Levine i Allen.
"Trzydzieści aresztowań dziennie to ogromna liczba" - dodaje O'Grady. "Ilu ludzi boi się wyrażać swoje zdanie w Internecie, obawiając się wizyty policji? To ma silny efekt odstraszający, który dodatkowo ogranicza wolność słowa."
Dyskusja w Wielkiej Brytanii nabrała nowego rozpędu po aresztowaniu znanego irlandzkiego komika i scenarzysty Grahama Linehana. Po przylocie na lotnisko Heathrow czekało na niego pięciu uzbrojonych policjantów. Linehan był w ostatnich latach w centrum kontrowersji z powodu swoich ostrych starć z aktywistami trans, których nazywa "niebezpiecznymi".
Powodem jego aresztowania były trzy tweety z początku tego roku. W jednym z nich żartował, że powinno się "stępować transkobiety w genitalia", gdy wchodzą do strefy wyłącznie dla kobiet. Policja uznała, że dopuścił się nawoływania do nienawiści i przemocy.
„Zwalczanie przemocy nożowej”
Jego aresztowanie wywołało wiele emocji i nawet skłoniło do zadawania pytań w parlamencie. "Niepokojące, że policja uznała za konieczne, aby pięciu uzbrojonych agentów aresztowało scenarzystę" - powiedział członek Konserwatywnej Partii, Jack Rankin. "Niektórzy zapewne uznają wypowiedzi Linehana za obraźliwe, ale nie o to tu chodzi. Jeśli nie tolerujesz obraźliwych wypowiedzi, nie wspierasz wolności słowa."
Premier Keir Starmer skomentował, że policja powinna skupić się na ważnych sprawach, takich jak zwalczanie przemocy nożowej i innych form przemocy. "Mamy długą historię wolności słowa. Jestem dumny z tej tradycji i zawsze będę ją bronił."
Wielka Brytania uważana jest za kolebkę wolności słowa i ma długą, żywą kulturę debaty. Jednak według O'Grady'ego ta duma stoi pod presją wielu czynników.
Granice bólu
Wiele przepisów dotyczących komunikacji jest nieaktualnych w erze mediów społecznościowych. Dodatkowo wprowadzane są nowe ustawy, takie jak kontrowersyjna Online Safety Act, która daje brytyjskiemu rządowi szerokie i kontrowersyjne uprawnienia do kontroli Internetu. O'Grady nazywa tę ustawę "drakońską".
Widzimy również zmiany, które O'Grady określa mianem "safe-ism": tendencję do unikania wrażliwych i kontrowersyjnych tematów. "Chcemy chronić ludzi. Ale publiczna debata powinna być żywa. Granice bólu muszą być przesunięte w dół."
Podejrzani o terroryzm
Rośnie również niepokój związany z coraz bardziej stanowczym podejściem władz do protestów i demonstracji. Rząd umieścił latem Palestine Action na liście zakazanych organizacji terrorystycznych, po tym jak grupa aktywistów zniszczyła sprzęt wojskowy na brytyjskiej bazie lotniczej. Brytyjczycy, którzy otwarcie wspierają tę grupę, mogą liczyć na aresztowanie i oskarżenie o terroryzm, z maksymalnym wyrokiem 14 lat więzienia.
W zeszłym tygodniu aresztowano ponad osiemset demonstrantów, głównie emerytów, tylko dlatego, że powiedzieli: "Wspieramy Palestine Action".
W rządzie Starmera również słychać coraz więcej głosów krytycznych wobec nadmiernej reakcji rządu. O'Grady jest optymistą, choć ma wątpliwości, czy premier faktycznie podejmie jakieś działania. "Możemy podążać dwiema drogami. Albo doświadczymy renesansu wolności słowa. Ale jeśli to się nie uda, czeka nas ciemny okres."